sobota, 1 listopada 2014

Kobiety Jacka Bauera

Z góry zaznaczam, że tekst będzie pełny spojlerów, więc jeśli ktoś nie oglądał wszystkich 9 sezonów "24", niech nie czyta, bo popsuje sobie zabawę.

Co mnie skłoniło do napisania tego artykułu? Ano kilka spraw - pierwsza: zrobiłem sobie niezły maraton oglądając wszystkie 9 sezonów po kolei, a trzeba zaznaczyć, że każdy sezon składa się z 24 odcinków (poza ostatnim, który "trwa" 12 godzin). Suma godzin spędzonych z tym filmem więc jest dośc imponująca, bo wychodzi mi, że spędziłem ponad 150 godzin na oglądaniu Jacka Bauera w akcji.

A kim jest Jack Bauer? W skrócie - to jednoosobowy oddział komandosów. John McClane, James Bond, Jason Bourne i MacGyver razem wzięci plus jeszcze coś innego, czego nie znajdziecie w innych filmach - dramatyzm. Dokładnie - dramatyzm - bo Bauer to nie mięśniak pokroju Schwarzeneggera, nie cwaniak pokroju Willisa i nie przystojniak pokroju Bonda. To postać tragiczna. I to między innymi mnie w tym serialu tak bardzo urzekło. Jack Bauer to jednoosobowe komando, ale jednocześnie człowiek z  krwi i kości, który jest zwyczajnie LUDZKI. Jackowi na ekranie nie kibicuje się dlatego, że jest niesamowicie wyszkolonym byłym komandosem, lecz dlatego, że jest to normalny facet, któremu przytrafiają się dziwne, zazwyczaj tragiczne rzeczy.



Przyznam się bez bicia, że nie obejrzałem ani jednego odcinka "24" w czasie, gdy leciał on w TV. Czekałem aż do teraz, żeby odpalić sobie całóść, od początku do końca. I odpaliłem. Szczerze mówiąc, tak mnie to wciągnęło, że nie widziałem świata poza tym serialem. Żyłem tym przez długi czas, a postać Jacka sprawiła, że uzyskałem nowego idola, co nie zdarzyło mi się chyba od ponad 20 lat. Przyznam się też bez tortur, że było mi naprawdę smutno, gdy cała ta przygoda się skończyła i obejrzałem ostatni odcinek ostatniego sezonu. Nie dlatego, że był zły, bo przeciwnie, lecz dlatego, że to już koniec. Przykro mi się zrobiło na myśl, że to koniec historii. Po ponad 150 godzinnym seansie filmowym człowiek jednak utożsamia się z bohaterem. I choć niektóre serie przyprawiały o WTF na ustach, to jednak oglądałem to z niesamowitą pasją, bo po prostu pokochałem postać jaką stworzył Sutherland. Może to brzmi gejowsko, ale taka jest prawda - zwyczajnie uwielbiam tego faceta. Ale nie o facetach to artykuł, lecz o kobietach, więc zaczynamy.

Oglądając "24" sezon po sezonie na oczy rzuca się pewna przypadłość, w którą poszli scenarzyści.
Mianowicie - kobiety. Bo kobiety w tym filmie dzielą się na dwa obozy. Pierwszym obozem są kobiety, które Jack kocha i które zazwyczaj kończą marnie. Drugim - zdrajczynie. Oglądając "24" człowiek nie może oprzeć się wrażeniu, iż to właśnie kobiety pełnią w tym filmie głowną rolę - niestety negatywną. Pomijając prezydenta Logana i agenta FBI z ostatniego sezony - to właśnie kobiety stoją w tym serialu za wszelakim złem. Dla mnie jako faceta, jest to fakt dość przerażający, bo owe postacie zostały zagrane wręcz koncertowo i od strony psychologicznej wręcz prawie idealnie (pomijając parę faktów). I o tych właśnie kobietach chciałbym napisać:

Nina Myers
Jak dla mnie postać numer 1 w tym serialu. To co zrobiła ta aktorka zasługuje na najwyższe uznanie. Wiele filmów w życiu widziałem, ale takiego czarnego charakteru w wykonaniu kobiety jeszcze nie widziałem. Nina to zło w najczystrzej postaci, demon w sukience, megainteligentna maszyna ubrana w ładną buźkę. Postać Niny jest dla mnie filmowym fenomenem, czymś co naprawdę po części na chwilę potrafiło zaorać mi psychikę. Gdy ta kobieta pojawiała się na ekranie, to cały ekran był praktycznie jej własnością. Postać przerażająca, ale i tak niesamowicie fascynująca, że klękam zarówno przed scenarzystami jak i przed nią samą. Prawdziwy fenomen jak dla mnie jeśli chodzi o kobiece czarne charaktery w filmach. Za każdym razem, gdy Nina pojawiała się na ekranie, tuż po pierwszym sezonie, ja dosłownie zamierałem na chwilę. Wielkie brawa dla scenarzystów i dla samej Sarah Clarke, bo przeszła samą siebie na ekranie! To chyba jedyna filmowa kobieca postać, której autentycznie życzyłem bolesnej śmierci na ekranie za to co zrobiła w ostatnim odcinku 1 sezonu.


Dana Walsh
To zupełnie inna postać. Nie do końca zła, powiedziałbym bardziej, że zagubiona. Uśpiona agentka rosyjskiego wywiadu, ale nie taka do końca zła. Nie zrobiła na mnie jednak wrażenia, tak jak Nina. Była zbyt prosta psychologicznie, w przeciwieństwie do Niny. I nie wydaje mi się, żeby zasługiwała na więcej tekstu. Szczerze mówiąc, mało ta aktorka, odgrywająca tą postać do mnie przemówiła, a może to dlatego, że bardziej kojarzę ją z "Bękartów wojny". Miała kilka fajnych momentów, które zagrała koncertowo, ale do postaci Niny nawet nie ma startu.

Audrey Heller
Ta postać jest za to czymś innym. To najbardziej pozytywna osoba jaka przewija się przez ten serial. Postać Audrey jest tak można rzeć "anielska" jak tylko może być. Audrey to anioł w kobiecej skórze i było mi cholernie przykro, gdy ta niewinna dziewczyna umarła w ostatnim odcinku. Prawie się popłakałem, gdy ona umarła. Tak bardzo mocno zżyłem się z tym serialem. Jedynym pozytywem jej śmierci była jednak vendetta Jacka, który gdy się o tym dowiedział, to zamienił się przez moment w maszynę do zabijania. Fajnie było zobaczyć takiego Jacka, zdesperowanego, tak jak w pierwszym sezonie, w ostatnim odcinku, gdy oszukany przez Ninę wkroczył do akcji mająć świadomość, że zabili jego córkę. W dodatku Kim Raver, która grała tą postać jest niesamowicie przepiękną kobiętą, przynajmniej jak dla mnie. 

Chloe O'Brian
Z tą postacią mam ciekawą sprawę. Otóż, na początku jej totalnie nie lubiłem. A z każdym kolejnym odcinkiem to "nielubienie" przechodziło w coraz to większą sympatię. Bardzo fajna postać, niesamowicie pozytywna no i jakby nie patrzeć - jedyna osoba, której Bauer mógł w tym filmie ufać. Najbardziej "nieskażona przez system" w tym filmie. Trochę rozśmieszyła mnie w ostatnim sezonie, gdy była ucharakteryzowana ala "Dziewczyna z tatuażem", ale i tak ją lubię.

I na tym zakończę, choć chciałbym się rozpisać.
I tak łagodnie to opisałem, dałem pół-na-pół - podsumowałem dwie złe femme-fatale i dwie dobre, żeby była równowaga.
Tak, czy siak, jeśli ktoś nie oglądał jeszcze "24" to polecam gorąco, szczególnie pierwszy sezon, gdy można zapoznać się z Niną. Ten serial, pomijając idiotyzmy, typu "hackowanie na ekranie" jest jak dla mnie serialem idealnym i kawałkiem naprawdę dobrego kina. Kto nie oglądał - zazdroszczę, bo osobiście chciałbym to wszystko obejrzeć znowu od początku, nie mając w pamięci faktu, że już to oglądałem.

Tym razem nie oceniam, bo skali mi brakuje. Tak kapitalny jest to serial.
A Keifer Sutherland już na amen jest u mnie zaszufladkowany jako Jack Bauer. Tak dobra to była rola. "24 godziny" to nie film/serial akcji, to dramat opowiadający o jednym człowieku. Akcja w tym serialu jest jedynie spoiwem. W rzeczywistości ten film jest o zupełnie czymś innym.