District 9. Zaczynam od genialnego "District 9" (pol. Dystrykt 9) z 2009 roku w reżyserii Neilla Blomkampa. Ten film to jak dla mnie absolutny fenomen. Nakręcony nie aż tak bardzo wielkim kosztem, a jednocześnie prześcigający wszystkie pozostały filmy z tego typu o całe lata świetlne, zarówno pod względem oryginalnej fabuły jak i doskonałej oprawy wizualnej. Film opowiada o tytułowym Dystrykcie oraz o...naszej ksenofolii w stosunku do "obcych". Całą historię widzimy oczami naukowca, który wskutek zbiegu różnych okoliczności sam staje się jednym z "obcych". Fabuły tutaj opowiadać nie będę, bo nie o tym temat. Dystrykt to film, który obejrzeć należy obowiązkowo. Mówiąc krótko - tak właśnie powinno się kręcić filmy o kosmitach i filmy w ogóle. Absolutny majsterczyk.
Poniżej zamieszczam trailer filmu, a zaraz pod nim najlepszą scenę z filmu. Scenę, która po prostu zapiera dech w piersiach, a jej realizm sprawia, że trudno odróżnić prawdę od iluzji.
Najpierw krótki trailer:
A następnie obiecane, najlepsze sceny z "obcym" mechem w roli głównej:

Trailer filmu:
I dwie ciekawe sceny (w obu gra tylko jeden aktor! Mistrzostwo świata!)
Pierwsza scena:
Druga scena:
No i to tyle. Dwa filmy. Dokładnie DWA filmy. Tyle jest warte obecne kino science-fiction. Nic innego godnego uwagi poza tymi dwiema perełkami w ostatnich latach nie nakręcono. Z jednej strony trochę szkoda, a z drugiej dwa takie filmy jak właśnie "District 9" i "Moon" z powodzeniem przebijają wszystko o głowę i jednak osobiście chyba wolę raz na kilka lat obejrzeć w ciągu roku jedno, lub dwa arcydzieła, niż dostać w to miejsce 100 razy więcej filmów wątpliwej jakości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz