środa, 7 listopada 2012

Najlepsze filmy s-f ostatnich lat

Czasy, gdy kręcono filmy s-f w ilości hurtowej minęły w latach 90-tych. Teraz powstaje tego mało, a gdy już coś powstaje, to zazwyczaj okazuje się to totalnym badziewiem, gdzie 90% filmu to efekty specjalne, a 10% fabuła. Czasami jednak zdarzają się perełki. Rzadko, ale jednak. Opiszę tu po krótce "kilka" najlepszych filmów science-fiction, które powstały w ostatnich latach.




District 9. Zaczynam od genialnego "District 9" (pol. Dystrykt 9) z 2009 roku w reżyserii Neilla Blomkampa. Ten film to jak dla mnie absolutny fenomen. Nakręcony nie aż tak bardzo wielkim kosztem, a jednocześnie prześcigający wszystkie pozostały filmy z tego typu o całe lata świetlne, zarówno pod względem oryginalnej fabuły jak i doskonałej oprawy wizualnej. Film opowiada o tytułowym Dystrykcie oraz o...naszej ksenofolii w stosunku do "obcych". Całą historię widzimy oczami naukowca, który wskutek zbiegu różnych okoliczności sam staje się jednym z "obcych". Fabuły tutaj opowiadać nie będę, bo nie o tym temat. Dystrykt to film, który obejrzeć należy obowiązkowo. Mówiąc krótko -  tak właśnie powinno się kręcić filmy o kosmitach i filmy w ogóle. Absolutny majsterczyk.

Poniżej zamieszczam trailer filmu, a zaraz pod nim najlepszą scenę z filmu. Scenę, która po prostu zapiera dech w piersiach, a jej realizm sprawia, że trudno odróżnić prawdę od iluzji.


Najpierw krótki trailer:


A następnie obiecane, najlepsze sceny z "obcym" mechem w roli głównej:

Moon. Drugi na liście jest równie genialny co poprzednik, mało znany szerokiej publiczności film pt. "Moon" (pol. Księżyc), również z 2009 roku w reżyserii Duncana Jonesa. Podobnie jak "District 9", również został nakręcony za pomocą bardzo małego budżetu i tym samym udowodnił, że w kinie science-fiction nie liczą się pieniądze i efekty za miliony, lecz fabuła i historia. Akcja filmu rozgrywa się w zamkniętej księżycowej bazie, w której przyjdzie nam prześledzić wywołaną odosobnieniem i samotnością - postępującą paranoję głównego bohatera. Główną i jedyną rolę w tym filmie zagrał po mistrzowsku Sam Rockwell. Tak, tak. Dobrze napisałem - JEDYNĄ. W tym filmie gra tylko jeden człowiek! Ale za to jak! Rockwell pokazał absolutne mistrzostwo. Pozycja obowiązkowa. I tak jak w przypadku "District 9", najpierw trailer, a potem dwie ciekawe sceny z filmu. 


Trailer filmu:


I dwie ciekawe sceny (w obu gra tylko jeden aktor! Mistrzostwo świata!)

Pierwsza scena:


Druga scena:

No i to tyle. Dwa filmy. Dokładnie DWA filmy. Tyle jest warte obecne kino science-fiction. Nic innego godnego uwagi poza tymi dwiema perełkami w ostatnich latach nie nakręcono. Z jednej strony trochę szkoda, a z drugiej dwa takie filmy jak właśnie "District 9" i "Moon" z powodzeniem przebijają wszystko o głowę i jednak osobiście chyba wolę raz na kilka lat obejrzeć w ciągu roku jedno, lub dwa arcydzieła, niż dostać w to miejsce 100 razy więcej filmów wątpliwej jakości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz