Ludzie żyją, jedzą, kupują, biorą kredyty, kupują mieszkania, słuchają muzyki, kłócą się, pieprzą się, jeżdżą samochodami, czytają książki, chodzą do kina, wyjeżdzają na wakacje, wpuszczają księdza po kolędzie, pracują, odrabiają z dziećmi lekcje, skaczą z mostów, strzelają do siebie, robią sobie prezenty, chodzą na zakupy, myją samochody, uprawiają paprykę, grają w szachy, kochają się, piją wódkę, wychodzą z psami na spacery, latają w Kosmos, grają na gitarach i oglądają filmy. Bo tacy są ludzie - możemy robić wszystko co nam się tylko podoba. Bo jesteśmy ludźmi, mamy swoją własną świadomość i wolny wybór.
A co robią w tym czasie maszyny? Śnią o elektronicznych owcach? Nie. Pracują dla nas. Jedne z maszyn pracują właśnie na naszych nadgarstkach, obliczając dla nas czas, inne mrożą nam kurczaki w naszych lodówkach, jeszcze inne właśnie robią nam pranie, inne latają nad naszymi głowami - gdzieś na orbicie - żeby podawać nam koordynaty do GPS-ów, jeszcze inne właśnie produkują dla nas nowe mikroprocesory do naszych nowych komputerów. Jeszcze inne maszyny właśnie pracują w pocie czoła, żeby przesłać nasz głos w sieci komórkowej na drugi koniec świata, a jeszcze inne sprawiają, że właśnie jakaś wesoła ekipa - gdzieś na końcu świata - beztrosko spędza sobie czas na zakrapianej partyjce Tekkena rozgrywanej na spoconym od obliczeń procesorze Cell, wbudowanym w nie mniej od niego samego - równie skomplikowanej technicznie konsoli, która mimo swojej mocy i skomplikowania na dzień dzisiejszy jest praktycznie jedynie "przedwojennym zabytkiem", który to zabytek tak naprawdę wyświetla nic więcej, jak tylko obraz na opracowanej kilkadziesiąt lat temu dla wojska, a obecnie - szeroko stosowanej w produkcji cywilnej - matrycy LCD.
Z powyższego, być może poniekąd przydługiego wstępu, wywnioskować można jednak kilka dość ciekawych rzeczy, jak np. to, że maszyny są już praktycznie wszędzie, że towarzyszą nam w codziennym życiu i że tak naprawdę - w tym momencie - nasza cywilizacja upadłaby w jednej sekundzie, gdyby nagle padły wszystkie wyprodukowane przez nas maszyny. Po prostu leżymy i kwiczymy. Pada cała gospodarka. Automatycznie więc dochodzimy do kolejnego wniosku - jesteśmy uzależnieni od maszyn. Aby żyć. Aby mieć w domu wodę, aby mieć prąd i ogrzewanie. Uzależniliśmy się od maszyn i komputerów. To one wykonują za nas większość pracy. Czujemy się bezpieczni, bo ufamy, że ta, czy tamta maszyna jest odpowiednio zabezpieczona, że istnieją dla nich systemy awaryjne, że firma/człowiek, który daną maszynę stworzył i odpowiednio oprogramował napewno wziął pod uwagę ewentualne błędy i możliwe usterki. I owszem - mamy rację - żaden szanujący się producent tego typu urządzeń nie pozwoli sobie na sytuację, że maszyna stworzy nagle sama z siebie jakieś zagrożenie. Od tego przecież są testy, od tego są systemy bezpieczeństwa i od tego są certyfikaty, które są na dane maszyny wydawane. Co innego mała awaria i zarobek na serwisowaniu (tak jak to ma miejsce np. w przypadku samochodów i ASO), a co innego większe straty materialne, bądż co gorsze - ludzkie, gdzie w grę wchodzą już czasami milionowe odszkodowania. Żadnemu z producentów nie jest takie coś na rękę.
Pomińmy jednak na chwilę powyższe i przyjrzyjmy się pozostałym wnioskom płynącym z tego przydługiego wstępu, ponieważ kolejnym wnioskiem, który się nam nasuwa to dostępność i "problem" zastosowania technologii. Maszyny są wykorzystywane praktycznie wszędzie. Zaznaczam, iż pod pojęciem maszyny nie kryje się tutaj żaden wielki mechanizm, typu tokarka, bądż dźwig, lecz każdy, nawet najmniejszy mechaniczno-informatyczny mechanizm, nawet tak mały jak licznik w rowerze - żeby to było jasne. A więc tych "maszyn" mamy wokół siebie tak naprawdę więcej niż nam się wydaje. Nawet myszka, którą właśnie trzymasz w ręku jest swego rodzaju maszyną. Posiada elementy mechaniczne (jeśli nie ma lasera, a tylko "kulę"). A nawet jeśli ma laser, to zapewne posiada rolkę do "przesuwania pionowo". Tak czy inaczej, jest to maszyna, mała, ale maszyna. Posiada swój mikroprocesor i "swój mały oprogramowany świat". Podobnie jest z zegarkiem na ręku, bądź nawet z wyświetlaczem w mikrofalówce. A więc elementy oparte na mikroprocesorach są praktycznie wszędzie, począwszy od świata mikro (zegarek, myszka i 10000x mniejsze urządzenia), a skończywszy na skali makro (fabryka, prom kosmiczny). Choć to ostatnie nie jest tak do końca prawdziwe, gdyż wielkie urządzenia, składające się z milionów komponentów składają się z mniejszych, oddzielnie zarządanych elementów, ale do tego dojdziemy później.
Kolejnym wnioskiem, który się nasuwa jest uzależnienie, takie samo jak od alkoholu, narkotyków, hazardu, bądź sexu. Zadajmy sobie proste pytanie (kierowane oczywiście do ludzi, którzy posiadają i oglądają TV - ja sam osobiśnie nie korzystam) - kto obecnie wstaje do TV/tunera cyfrówki, aby przełączyć kanał? Nikt, od tego są piloty. Proste, głupie kawałki krzemu opakowane w plastik i diody na IR, które sterują wszystkim to wielka wygoda. Po co ruszać dupę z kanapy, gdy można zarządzać sprzętem za pomocą pilota? Jest wygoda, jest technologia, więc po co? Analogicznie z telefonami. Po co kopiować zdjęcia pomiędzy telefonami za pomocą kart pamięci, czy kompów, gdy mamy Bluetootha? Transfer tragiczny, ale jaka wygoda, klik, parowanie i mamy przesył urządzenie-urządzenie. Jesteśmy rozleniwieni, oj i to bardzo, bardzo mocno. Ale ja też jestem. Gdybym miał lodówkę, która miała by funkcję (odmroź, podaj, przynieś, pozamiataj) to zapewne bym z niej z ochotą korzystał.
Jeszcze kolejnym wnioskiem jaki można wyciągnąć z tego "przydługiego wstępu" to moment pojawienia się danej technologii na rynku cywilnym. Nie jest tajemnicą, że wszystko to co mamy w domach to "ochłapy" z technologii wojskowych, które uznano za gotowe do użycia "w cywilu". Przykładowo np. takie LCD, o którym wspomniałem na początku było wykorzystywane w wojsku już w latach 70-tych. Ludzie nie mają o tym pojęcia, ale prawda jest taka, że technologia jaka obecnie jest dostępna na rynku nawet dla najbogatszego Kowalskiego, to jest technologia z przed jakiś 30 lat. Nad czym obecnie pracują laboratoria? Dowiemy się za jakieś 50 lat. To żaden spisek. Takie są realia. Na takiej zasadzie działa postęp technologiczny. Myśliwiec F-22, obecnie "oficjalnie" (pomijam prototypowe F-35) najnowocześniejszy sprzęt jaki posiada USA to "przedpotopowa technologia", a mimo to jest tak zaawansowany technologicznie, że nawet za 20 lat nikt się jeszcze nie dowie co za sprzęt w tej maszynie siedzi. Tak strzegą tej technologii, pomimo iż ma ona swoje lata.
Któż to wie, ale napewno są to projekty daleko wychodzące poza nasze widzenie obecnej technologii, czarny budżet USA to miliardy $ rocznie. Bo skoro w obecnym momecnie, największe firmy zbrojeniowe pracujące dla USA, typu Lockehead Martin i Bostin Dynamics ujawniają takie rzeczy, to aż strach pomyśleć nad czym pracuje obecnie DARPA, czyli amerykańska agencja do spraw rozwoju projektów niestandardowych.
Bardzo proszę, prototypy robotów bojowych od Boston Dynamics:
PetMan (Boston Dynamics) Eksperymentalny terminator, póki co podobno jedynie do przenoszenia uzbrojenia. Oficjalnie w fazie testów.
BigDog (rownież Boston Dynamics)
Autonomicznie działający robot przenoszący ładunki dla żołnierzy. Sam wykrywa teren, porusza się sterowany głosowo za swoim panem, wykrywa przeszkody, ładuje na plecy około 200kg.
I teraz zastanówcie się, jak daleko nam jest do momentu, gdy "science-fiction" przestanie być fikcją, jak daleko nam do sytuacji przedstawionej nam kilkanaście lat temu przez Jamesa Camerona w "Terminatorze"? Jak daleko? Biorąc pod uwagę "przydługie wprowadzenie"... Bo to, że taki moment nastąpi, to chyba ku temu nie ma już najmniejszych wątpliwości.