sobota, 15 września 2012

Praca w chmurze - "cloud computing" - wstęp

Na pewno komuś z Was już obił się o uszy termin “cloud computing” (pol. “przetwarzanie w chmurze”, “chmura obliczeniowa”). Większa część pewnie jednak nigdy o czymś takim nie słyszała, czemu się w sumie nie dziwię, bo to termin znany głównie ludziom, którzy jakąś tam wiedzę o komputerach posiadają. Dlatego też dla tych wszystkich, którzy jeszcze nie wiedzą “z czym to się je” piszę ten krótki artykulik. Zastanówmy się - w jaki sposób od lat korzystamy z komputerów? Otóż w taki: siadamy przy biurku i włączamy komputer. Następnie uruchamiamy system operacyjny i rozpoczynamy pracę. Raz na jakiś czas instalujemy jakiś potrzebny nam program, który wymagany jest do wykonania takiej, czy innej funkcji, lub do pracy. Włączamy program, np. edytor tekstu i zaczynamy pracę, w tym przypadku np. pisanie dokumentu. Po skończonej pracy zamykamy aplikację, a nasz projekt zapisujemy sobie na twardym dysku, w celu późniejszego z niego skorzystania. Wyłączamy komputer i wracamy do innych obowiązków lub idziemy odpocząć - 95% ludzi na świecie właśnie w taki sposób używa swojego komputera.

A teraz zastanówmy się - jak to wygląda od formalnej strony?
Wygląda to tak: kupujemy w sklepie program, np. pakiet Office z edytorem Word. Stajemy się więc posiadaczem ładnego pudełka z płytą i instrukcją obsługi w środku. Następnie, po jego zainstalowaniu NA SWOIM komputerze rozpoczynamy na nim pracę. Wszelka praca jaką wykonujemy również przechowywana jest NA NASZYM komputerze. A co jeśli musimy np. wyjechać i nie jesteśmy w stanie zabrać ze sobą naszego komputera, a chcielibyśmy np. na wyjeździe popracować nad SWOIMI plikami? Nie da rady - pliki zostają w domciu, komputer też.
A teraz wyobraźmy sobie inną formę pracy z komputerem. Wyobraźmy sobie, że nie musimy instalować tego Office’a na swoim komputerze, żeby móc z nim pracować. Więc jak to? Jak mam pracować na SWOIM komputerze na programie, który nie jest na nim zainstalowany, tylko stoi sobie spokojnie w nierozpakowanym jeszcze pudełku na półce? Przecież to nielogiczne! A jednak można. Wyobraźmy sobie, że ten sam program jest już gdzieś na świecie zainstalowany na jakimś komputerze i nie ma znaczenia, czy ten komputer znajduje się ulicę dalej, czy też w Nowym Jorku lub w Japonii. Więc jak to? Mam lecieć do Japonii, żeby usiąść przy czyimś komputerze, żeby napisać prosty dokument? Otóż nie. Wyobraźmy sobie, że za pomocą internetu ten ktoś w Japonii udostępni nam zdalny dostęp do tego programu w ramach usługi. Siedząc sobie wygodnie w domu łączymy się z tym oddalonym od nas o tysiące kilometrów komputerem i prosimy, żeby udostępniono nam możliwość, żeby na chwilę z niego skorzystać. Nie kupujemy programu, z którego chcemy skorzystać - kupujemy lub dostajemy usługę (możliwość) skorzystania z niego na chwilę. Sam program jest już kupiony i ma się dobrze, tyle tylko, że uruchomiony jest na sewerze gdzieś na końcu świata.

Pamiętacie kafejki internetowe? W dobie wolnego, modemowego internetu świeciły one triumfy. Jak wyglądało pójście do kafejki? Udawaliśmy się do lokalu i kupowaliśmy MOŻLIWOŚĆ SKORZYSTANIA z komputera na pewien czas. Siadaliśmy przy komputerze i korzystaliśmy z niego np. przez godzinę. Po czym wychodziliśmy z kafejki. Nie musieliśmy kupować całego komputera, by z niego skorzystać. Kupowaliśmy jedynie możliwość skorzystania z niego na pewien czas. Potem przychodził kolejny klient, wykupował czas i siadał do pracy przy tym samym komputerze. Potem kolejny, kolejny i kolejny... Załóżmy też, że do kafejki udaliśmy się w celu skorzystania z bardzo szybkiego dostępu do internetu, o którym to wtedy w domu mogliśmy jedynie pomarzyć.
Wróćmy jednak do teraźniejszości. Wyobraźmy sobie sytuację analogiczną do tej “kafejkowej”, tyle tylko, że tym razem nie musimy skorzystać z szybkiego internetu (bo ten mamy już w domu), a z mocy obliczeniowej komputera, gdyż komputer jakim w domciu dysponujemy nie jest demonem prędkości. Skorzystajmy więc z takiej “obliczeniowej kafejki” na odległość.


Jak to działa?


Załóżmy, że program, którego musimy użyć wymaga naprawdę mocnego komputera, a my takowego nie posiadamy. Ale posiada go ktoś inny.
Prosimy więc tego kogoś, bo pozwolił nam skorzystać z jego mocy.
Wysyłamy więc do niego informacje, co i jak chcielibyśmy obliczyć. Podajemy mu jakieś tam dane, parametry do obliczenia i czekamy. Zdalny komputer oblicza wszystko za nas, a wynik obliczeń przesyła nam. To wszystko! Nasz komputer nawet się nie spocił!

Inna sytuacja - wyobraźmy sobie, że dysponujemy w komputerze dość dużym dyskiem twardym, na którym trzymamy np. dużą liczbę filmów. Jak jednak wiadomo - miejsce na dysku kiedyś się skończy i pojawi się problem. Albo usuniemy część danych, żeby na ich miejsce zapisać nowe, albo będziemy musieli dokupić kolejny dysk, lub wrzucić te dane na dysk kogoś innego, kto udostępni nam na nim trochę wolnego miejsca. Tak czy inaczej - w każdym z tych przypadków gdzieś te dane zapisać musimy. I nagle pojawia się ktoś wspaniałomyślny i mówi nam, że posiada tyle wolnego miejsca na swoim dysku, że możemy te pliki przechować u niego! Ba, mówi nawet, że gdziekolwiek nie będziemy, będziemy mogli z tych danych skorzystać, bo w każdej chwili “nasz darczyńca” wsiada w samochód, przyjeżdza pod wskazany adres i przekazuje nam nasze filmy! Nieważne, czy jesteśmy w kraju, czy za granicą!

To właśnie jest “cloud computing”.

Ten długi wstęp miał za zadanie zobrazować jakie korzyści płyną z przetwarzania danych w chmurze obliczeniowej. Chmura to termin, który określa nową jakość pracy z komputerem. Zasada działania została już zobrazowana na przykładach, więc teraz może trochę od strony technicznej.

Pracując w chmurze, nie instalujemy NA SWOIM komputerze żadnych aplikacji, z których będziemy korzystać. Będziemy na nich pracować zdalnie, przez internet. Wszystkie obliczenia wykonywane będą na zdalnym komputerze, a do naszego komputera przekazywany będzie jedynie wynik tych obliczeń.
Co chyba najciekawsze, nie ma znaczenia czy będziemy siedzieć przy swoim domowym komputerze, czy też przy innym komputerze, do którego będziemy mieli dostęp, będąc np. na wakacjach w Alpach.Mamy dostęp do zapisanych “w chmurze” danych z każdego miejsca na Ziemii i z każdego możliwego komputera, gdyż fizycznie dane te nie znajdują się na naszym komputerze, lecz na zdalnym serwerze.
 
Obecnie coraz więcej czołowych firm skłania się ku całkowitemu wyeliminowaniu “starego modelu” pracy i przeniesieniu wszystkiego do “chmury”. Firmy takie jak Microsoft, Apple, czy Google bardzo poważnie do tego podchodzą. Nawet Ubuntu, czyli dystrybucja Linuxa powoli zaczyna stawiać na “chmurę”, udostępniając usługę Ubuntu One, dzięki której za darmo otrzymujemy 5GB wolnej przestrzeni na serwerze i całkowitą integrację z systemem operacyjnym. Praca w “chmurze” to również doskonały model do pracy w grupie, gdzie liczy się szybki i łatwy dostęp do dokumentów i danych oraz łatwe ich udostępnianie pomiędzy użytkownikami. Również w firmach takie rozwiązania są doskonałym sposobem na szybką poprawę jakości pracy w zespole. Korzyści jakie płyną z chmury są więc ogromne.

Pojawia się jednak jedno poważne “ale".
Chodzi mianowicie o ochronę danych oraz o prywatność. O ile przeciętny użytkownik może sobie gdzieś tam zdalnie zapisywać mało znaczące pliki to jeśli chodzi o “obrót” strategicznymi danymi, np. dokumentami firmowymi budzi już pewne wątpliwości. Trzymając dane na swoim komputerze mamy pewność, że są one “pod ochroną”, trzymając je na zdalnym serwerze już jednak takiej pewności nie mamy i pojawiają się wątpliwości. To chyba najpoważniejszy argument przeciwko. Właśnie z obawy o swoje dane wielu ludzi wciąż nie może przekonać się do “chmury”. Te obawy kiedyś miną i chmura stanie się standardowym modelem przetwarzania danych, potrzeba jednak na to trochę czasu...

W następnym artykule opiszę krótko usługi jakie w “chmurze” oferuje firma Google, a zaznaczam, że są to usługi naprawdę warte uwagi.

Do następnego!



4 komentarze:

  1. No no, rozwija się strona. A jak jest z bezpieczeństwem komputerów użyczających chmurze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to już zależy od użytkownika :) Spoko loko, będzie i na ten temat artykuł i to pewnie nie jeden.

      Usuń