czwartek, 27 września 2012

"To be or not to be", czyli o ekranizacjach Hamleta

Pamiętam, że gdy byłem młody i chodziłem do podstawówki to szczerze nienawidziłem czytać lektur. Była to wtedy dla mnie katorga. Pamiętam też, że moja Pani Polonistka była niesamowicie wymagająca. Nie dało po prostu rady, żeby ją oszukać, jeśli np. przeczytało się jedynie opracowanie. Więc czytać niestety trzeba było całość. Poza tym, kobieta wykraczała szeroko poza program i tak oto np. w 6 klasie kazała nam przeczytać 2-tomowy "Potop" Sienkiewicza. Za każdym razem powtarzała nam, że tak będzie dla nas lepiej na maturze, że niby gdy teraz nauczymy się czytać, to później będzie nam łatwiej. Nienawidziłem jej wtedy. A dziś? Postawiłbym jej pomnik. Dziś jako dorosły facet, podziwiam tą kobietę i chylę przed nią czoła. Wtedy tego nie rozumiałem, a teraz, gdybym ją tylko spotkał na ulicy to wręczyłbym jej bukiet kwiatów z podziękowaniami. Dzięki niej przeczytałem chyba wszystkie "klasyki", takie jak "Krzyżacy", "Potop", "Quo Vadis", "Pan Tadeusz" i setki innych i to od deski do deski. I co najlepsze - ta kobieta rzeczywiście miała rację, bo w liceum, gdy polonista dawał nam jakiś termin na przeczytanie danej książki, to ja po cichu uśmiechałem się, bo przecież ja to już czytałem :) Wyobrażacie sobie, że w 6 klasie podstawówki musieliśmy czytać Szekspira i dzieła takie jak "Otello", czy "Hamlet"? Czytaliśmy. Trzeba było. Co z tego, że mało wtedy z tego się rozumiało w tym wieku, tekst w pamięci i tak pozostał.
I tak oto dochodzimy do (moim zdaniem) arcygenialnej książki - "Hamleta"... I jej filmowych ekranizacji...



Hamlet to wyzwanie dla każdego szanującego się aktora. Każdy prawdziwy aktor marzy, aby choć raz wcielić się w rolę księcia Danii i pokazać swoje umiejętności. Tym czym "Mona Lisa" jest w malarstwie, tym samym jest "Hamlet" w sztuce aktorskiej.

Chciałbym tutaj krótko przedstawić 2 najlepsze moim zdaniem filmowe ekranizacje. Filmy to są genialne, oczywiście jeśli jest się w stanie je zrozumieć. Dla obecnej młodzieży raczej się nie nadają, bo nie ma tu gołych cycków, wybuchów i rozbijanych helikopterów...

Zacznijmy od Mela Gibsona. Tego aktora albo się uwielbia, albo się nienawidzi. Ja go akurat uwielbiam i oglądałem chyba wszystkie filmy z jego udziałem. Takie klasyki jak "Zabójcza broń" mógłbym odlądać w nieskończoność i nigdy się tym nie znudzę. Sprawdził się również jako reżyser. Filmy takie jak "Pasja", czy "Apocalypto" nakręcił po mistrzowsku, choć wielu ludzi zarzucało mu zbyt wielki realizm i brutalność. 

Ale powróćmy do tematu. Hamlet z Gibsonem z 1990 roku jest troszkę inny niż książka. Jest postawiony na inne aspekty, niż wersja, o której za chwilę. Hamlet Gibsona jest mroczniejszy, szybszy i bardziej stawia na akcję, co jednak Gibsonowi doskonale się udało. Oczywiście piszę "Hamlet Gibsona" nie w sensie, że był tu reżyserem, ale w sensie, że zagrał tytułową rolę.
Mel pokazał w tym filmie jak świetnym aktorem jest. Niektóre sceny z jego dialogami, aż mrożą krew w żyłach. Czuć tą ekspresję, te emocje, coś kapitalnego. Do tego, cała plejada "obecnych gwiazd": Helena Bonham-Carter jako Ofelia, Glenn Close jako matka Hamleta i wielu innych. Do tego muzyka Ennio Morricone...

Hamlet z Gibsonem:

Epilog:




Druga warta uwagi ekranizacja, to wersja Kennetha Branagha z 1996 roku. Jest to wersja bardziej wierna oryginałowi Szekspira, choć również z pewnymi zmianami. Przede wszystkim, w przeciwieństwie do wersji z Gibsonem mamy tutaj zupełnie inną narrację. Film jest o wiele wolniejszy, a wszystko postawione jest bardziej na dialogi, niż konkretne sytuacje. Na ten film trzeba mieć po prostu czas. A gdy się już ma ten czas, to trzeba go włączyć i się w niego wczuć, w każdy dialog, w każdą scenę... Aha, no i tutaj też mamy plejadę gwiazd: Kate Winslet jako Ofelia, Derek Jacobi jako Klaudiusz i wielu innych. No i o czywiście mistrzowski Kenneth Branagh w podwójnej roli - jako Hamlet i jako reżyser. Polecam ten film z całego serca, to najlepsza ekranizacja jaką w życiu widziałem.

Hamlet z Branaghem:


Epilog:




I w ramach bonusu:





7 komentarzy:

  1. Bardzo fajny post, przyznam się, że Hamlet (ten do czytania) nie przypadł mi do gustu, nie wiem dlaczego, ale wole inne utwory Szekspira...
    Uważam, że film z Gibsonem jest świetny, również jestem jego fanką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się bardzo Hamlet podobał, ale to chyba kwestia "wczucia się". Wielu ludzi np. cytuje i wznosi pod niebiosa naszego rodzimego klasyka, czyli Pana Tadeusza. A mi ta książka wogóle nie podeszła, zbyt dziwnym językiem napisana. I choć jako całość podoba mi się i mimo iż lubię Mickiewicza, to jednak Pan Tadeusz był dla mnie zbyt ciężki do strawienia ze względu na formę. Wracając jednak do Szekspira, to mi znowu w ogóle nie podobała się Romeo i Julia. I też nie wiem dlaczego, po prostu jakoś mi nie podeszła, choć historia fajna.

      Usuń
  2. Hamleta Kenetha Branagha nie oglądałam, przyznaję. Obiecuję sobie nadrobić...Potop w szóstej klasie nie każdy zrozumie, tak samo jak Hamleta ale może dzięki takim nauczycielom jak Twoja "Pani od polskiego " niektórym uda się szybciej pojąć dlaczego warto te lektury przeczytać. Ja niestety tego nie rozumiałam :) "Paula"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obejrzyj, obejrzyj, bo warto. A czy niekórym uda się pojąć Potop w obecnych czasach? Patrząc na obecny program nauczania...niestety wątpię :(

      Usuń
    2. P.S. Wiesz, że oryginalny Hamlet Brannagha trwa prawie 6 godzin? Ta wersja, którą opisałem to tylko niespełna 2-godzinna, skrócona wersja, na potrzeby "kinowe".

      Usuń
    3. Na początek - 2 godziny :) "Paula"

      Usuń
  3. Coraz lepsza ta twoja stronka, naprawdę coraz ciekawsza.

    OdpowiedzUsuń