O czym artykuł? Ano o jednej rzeczy, której nigdy nie byłem w stanie zrozumieć. Pomysł na ten wpis przyszedł mi do głowy przy okazji poprzedniego wpisu, w którym wstawiłem śmieszny filmik pariodiujący wersję 3D Titanica. Wiadomo więc już dlaczego i mniej więcej o czym. Więc przejdźmy do konkretów.
Kwestią pierwszą, którą chciałem poruszyć jest sam film. Jest to jeden z tych filmów przy których obojętnie się nie przechodzi, bo albo się go kocha, albo nienawidzi. Nie spotkałem w swoim życiu ani jednej osoby, która skomentowałaby ten film "neutralnie", a przecież żyję już na tym świecie kilka ładnych lat. Więc skąd takie skrajne opinie? Dlaczego niektórzy tego filmu nienawidzą, a niektórzy go uwielbiają? O tym za chwilę.
Fabuły filmu opisywać nie będę, bo chyba (co też jest ciekawe) każdy go choć raz w życiu widział. Zastanawiające, prawda? No dobrze, ale wróćmy do tematu. Czym jest Titanic? Moim zdaniem jest doskonałym kawałkiem kina i jednym z lepszych z filmów, jakie w życiu dane mi było obejrzeć. Doskonałym dlatego, bo wywarł na mnie wrażenie i zawsze wywiera, gdy go oglądam. Doskonałe połączenie wzruszającej historii miłosnej z dramatycznym wątkiem jakim była katastrofa. Tak. Napisałem "wzruszającej", ale o tym również za moment, bo już w wyobraźni słyszę ten śmiech co niektórych.
Titanic to film zrobiony z rozmachem, jeden z najdroższych w historii. Masa dolarów poszła na jego stworzenie, ale też i wszystko się zwróciło wraz z niezłą nawiązką. Żeby nie było: nie uważam go za film idealny. Jest pełen błędów zarówno technicznych, jak i logicznych. Więc dlaczego w ogólnym rozrachunku okazuje się dla mnie po prostu świetny? Dlatego, że te błędy nie mają najmniejszego znaczenia, jeśli chodzi o finalny efekt jaki ten film wywiera. Nie ważne, że nie zgadzała się liczba pracujących kominów (w porównaniu z prawdziwym Titanicem), nieważne, że na kawałku, na którym siedziała Winslet było jeszcze trochę miejsca i nieważne, że pomimo częstego nurkowania miała wciąż na twarzy makijaż. Przecież to nie miałbyć film dokumentalny, lecz fabularny.
Jak by się skończył, gdyby wziąć pod uwagę te wszystkie błędy i zrobić to wszystko "realistycznie"? Głupiego obrazu byście nawet nie mieli na ekranie przez połowę filmu, bo gdy prawdziwy Titanic tonął, to raczej na środku oceanu nie pracowały żadne uliczne latarnie. A może wzruszyłby się ktokolwiek historią miłosną, gdyby nagle i Jack i Rose się uratowali i na końcu wiedliby spokojne i sielskie życie?
Historia miała wyglądać właśnie tak jak wyglądała, bo to FILM. Powtarzam: FILM. Miał poruszyć, zrobić wrażenie, a nie przedstawiać wydarzenia takie jakimi były. Od tego macie książki historyczne i produkcje dokumentalne. Nie rozumiem, dlaczego tak wiele osób tego nie rozumie. Co ciekawsze, najwięcej osób, które krytykują ten film to niby wielcy fani Jamesa Camerona. Tacy wielcy fani, że nawet nie zdają sobie sprawy, albo nie chcą tego widzieć, że w takim np. Terminatorze 2 (który uważam za najlepszy film akcji w historii kina, żeby nie było) jest o WIELE WIĘCEJ BŁĘDÓW. I co? Przeszkadza to w ogólnym odbiorze filmu? Nie przeszkadza... Ale, nie...najwięcej osób twierdzi, że jak taki reżyser jak Cameron mógł popełnić coś takiego? To jest totalne niezrozumienie myśli Camerona i tego co chciał w tym filmie pokazać.
Inna kwestia, do dziś nie rozumiem dlaczego jest takie przeświadczenie, że np. facet, któremu podobał się ten film, to jakiś nie wiem pedał, że niby taki ckliwy, że tak przecież nie można itp. Co ciekawe, pamiętam, że jeszcze w podstawówce, gdy tylko Titanic wszedł do kin, to wszyscy kumple zabijali się wręcz między sobą, żeby tylko jak najszybciej kupić piracką wersję na VHS na rynku. I każdemu z nich film się podobał, ale nikt nie powiedział tego "w towarzystwie" otwarcie, bo wstyd przy kumplach. Wstyd przy kumplach, którzy dokładnie to samo myśleli. Śmieszne. Prościej było się nie przyznać, zgrywać kozaka i powiedzieć, że "co ty stary, jak można takie filmy oglądać, to dla babek chyba jakieś historie, hahaha", mimo iż samemu się oglądało i uroniło łezkę...
Nie rozumiem tego, naprawdę nie rozumiem. Mnie Titanic wzrusza za każdym razem, gdy go oglądam i wcale tego nie ukrywam, nie wstydzę się. Co więcej muzyka Jamesa Hornera akurat z tego filmu należy do moich ulubionych soundtracków, a ścieżek dźwiękowych w życiu przesłuchałem tysiące. Filmów tez podobną liczbę obejrzałem.
Mężczyzna nie jest maszyną, też ma swoje uczucia i dziwne, że niektórym wstyd się do tego przyznać... Po drugie, to chyba każdy z facetów chciałby przeżyć taką miłość, nawet kosztem swojej własnej śmierci, poświęcając się dla kobiety. Ja bym chciał, nawet mając świadomość, że za chwilę umrę, bo nie ma chyba lepszej śmierci dla faceta, niż umrzeć obok swojej ukochanej kobiety....
Na koniec ciekawostka - film faceta, który stworzył prawie idealną replikę Titanica w 3D, polecam obejrzeć całość:
Przyznaję się więc, mnie "Titanic" nie tylko wzrusza...siedzę i ryczę. Czasem zastanawiam się co by było gdyby scenariusz został napisany inaczej. Wymyslam kombinuję... po czym i tak pokornie uznaję, że wersja Camerona jest najlepsza. A muzyka?... właczam niemal na maksa i nie ogarniam dreszczy - "Paula"
OdpowiedzUsuńWłaśnie napisałaś wszystko to, o co mi chodziło naprawdę w artykule w 4 linijkach tekstu :)
Usuń